Dzis spedzilem ostatni dzien w Chinach, postanowilem zrobic to jak najbardziej klasycznie, w wiec wziolem rower i kolejny dzien poszlajalem sie po okolicy , pogoda od kilku dni totalnie sie odminila, jest goraco jak w piecu, ja chyba tez juz wygladam jak z pieca wyjety :) . Zaliczylem kilka okolicznych wiosek, zrobilem kilka fotek i by sie dobic w ten upal wszedlem na jeden ze szczytow okolicznych by zrobic fotki, po drodze i na szczycie po prostu lalo sie ze mnie, tak ze koszulke moglem wykrecic,
w drodze powrotnej zajrzalem do fajnej wioski, gdzie knajpy serwowaly lokale wiejskie dania, olbrzymi talerz prosiaczka z papryka zielona po prostu mnie zabil, tak z spowrotem jechalem w tepie bardziej niz spacewrowym , zreszta przy tej duchocie jaka sie zrobila po poludniu trudno bylo wykrzesac wiecej energii.
Wieczorem czeka mnie ostatnia kolacja, pakowanie i jutro juz zaczynam odwrot. Po sniadaniu jade na lotnisko i mam lot do Kuala Lumpur.
Pomimo tego, ze naprawde przyjemnie czas spedzilem ciesze sie ze wracam, i wiem ze nie tylko ja z tego powodu sie raduje, hehe, M...... w szczegolosci :)
Powoli przyjdzie czas na podsumowania podrozy, ale to raczej zostawie na czas gdy wroce do domu i przy okazji powrzucam fotki. Z pewnoscia byla to inna niz moje ostatnie podroze, moze dlatego ze w zupelnie innych okolicznosciach zaczeta , ale tak mialo byc.