Wczoraj zgodne z informacjami jakie dostalem w biurze mialem wyjechac w okolicy 16.00-16.30 z Poso . Ostatecznie wyjechalem ok 18.00 bo bus przyjechal juz tak opozniony, wepchneli mnie jak sardynke do puszki, wsrod sterty bagazy i ltumu miejscowych . Czekala mnie 13 godzinna podroz do Rantepao , ale ledwo bus ruszyl, pomyslalem, ze to nie bedzie zwyczajna przejazdzka nocna pora . Hehe, moze mysli maja sprawcza moc a moze po prostu przeczulem, bo pojazd nie wzbudzal mojego zaufania. poczatkowo dosc mozolnie wspinal sie po ciemku w deszczu serpentynami w gory . Jakos mu szlo do pierwszego postoju , pozbniej zaczely se schody, co kawalem silnk gasl i po dlugich grzebaniach udawalo sie posunaco kolejne odcinki drogi, powtarzalo se to wrecz cyklicznie, ale nawet nie bylo by w tym nic zlego, bo przynajmniej byla to okazja do przewietrenia tych pasazerow co co kolejny zakret wypelnali woreczki foliowe, coz ne pierwszy raz widze, ze tubylcy zle znosza podroz, ale ich beztroski w tym zakresie ni jak nie moglem pojac, po uciazliwym wyciu do woreczka, na kolejnym postoju nestrudzeni zamawiali kolejny posilek, by napelnic brzuchy przed nastepnym etapem wycia do woreczkow , hehe, jak dzieci doslownie . Droga zaczynala wygladac coraz gorzej i w okolicach polnocy coraz czesciej zaczynalo brakowac asfaltu, a w zamian nawierzchnie stanowila mazista breja ziemna uroczo, w takich kilku miejscach zdarzylo sie kierowcy rozkraczyc pojazd i jedynym wyjsciwem bylo pchanie go by odpalil, masakra, po kostki w srodku nocy i kompletnej ciemnosci. Do tego ni jak nie wiedzialem czego sie spodziewac, bo komunikatywenosc wynosila pomiedzy nam zero, ale ogolnie bylo wesolo . w okolicach godziny 4 rano w gestej dzungli na blotnistej brei auto rozkraczylo sie kolejny raz, tym razem na dodatek padly wszystkie swiatla i okazalo sie, ze pomimo odpalenia silnika nie da sie jechac po ciemku, coz, podjechalismy kawalek gdzie stal jakich przydrozny szalas w ktorym obudzili kolesia, by otworzyl "zajazd" hehe, ale przynajmniej napilem sie swierzej kawy i tak wyczekalem probujac konwersacji w kilkoma pasazerami do nadejscia switu, jak zaczelo sie rozjasniac kierowca pelny wigoru siadl za kierownica i ruszyl w dalsza droge, ale nie przejmujac sie sporym juz spoznieniem, co 1-2 godzinki robil przerwy na posilki, ile mozna jesc w nocy, nie rozumiem :), w koncu zamias po 13 godznach , dotarlem po 21 do Rantepao, ale juz jestem w Toraja, to najwazniejsze . Planuje tu spedzic kilka kolejnych dni, wiec bedzie czas na pierwszy porzadek w bagazu , Co najwazniejsze, mam ciepla wode, pierwszy raz od wyjazdu , wiec nie moglem sie dzis z tego faktu nacieszyc jak dziecko z nowej zabawki . Wreszcie sie opiore , wypiore tez plecak z warstwy blotnistej mazi jaka na nim osiadla po nocjej eskapadzie .
Zauwazylem zwiekszona aktywnosc moich stalych czytelnkow, wiecej komentarzy sie pojawilo, dziekuje serdecznie wszystkim, a szczegolnie obserwujacemu moje kroki M...... :), no i dziek T-r za opieke nad roslinkami .
Moze wieczorkiem jeszcze zajrze, teraz czas na posilek i rekonesans miasteczka, a jutro ruszam w okoliczne wioski .
Tutup