Juz wczoraj gdy przyjechalem do Tomohon, zauwazylem ze to byl wlasciwy wybor, senne miasteczko, u stup majestatycznego stozka wulkanu, gdy go zobaczylem wiedzialem ze chce go zdobyc, to moje wyzwanie na teraz,
wloczac sie z nieznajacym innego niz indonezysk jezyk kierowca busika przez pol godziny szuklaem miejsca w ktorym sie chcialem zatrzymac, ale spopkojnie czekalem az sie polapie we wlasnym miesie ::)
popoludniu zorganizowalem sobie wszystkie sparway zwiazane z wejsciem i wieczorkiem wciagnilem pyszna kol;acje popijana Bintangiem.
Myslalem o mojej gorze, czasem jest tak, ze tak male sprawy maja tak wiele znaczenia , bo one pokazuja nam ze warto wyznaczac i realizowac podjete cele, nie rezygnujac pod wpluywem zwatpienia.
Wstalem rano i nie moglem sie doczekac wyjscia, pyszne sniadanie zrobilo mi jeszcze lepszy nastroj , a kawa i papieros zachecily do dalszych wrazen :) hehe, eh te indonezyjskie kretki, ja nie potrafie sie im oprzec
Poczatkowo droga byla latwa, spedzilem ja na luznej rozmowie z przewodnikiem , ale po pol godzinie zarty sie skonczyly, zeszlismy z drogi i zaczelismy wspinac sie jezorem zastyglej lawy ( ostatni wybuch byl w 2001) Powierzchnia jest chwilami niezwykle wygladzona , w zaglebieniach pokryta zwirem sprawiala, ze latwo bylo sie rozjechac podczas stawiania krokow, podejscie okazalo sie przyjemnie trudne, zmuszalo mnie do rozwagi i analizowania kazdego postawienia stopy, swietna lekcja , powinnismy czesciej tak w zyciu postepowac, by nie ulegac zlym pokusa , by nie poddawac sie i zmierzac wytrwale do celu.
Poczatkowo szlismy w otoczeniu bujnej roslinnosci, pozniej zaczela ja wypierac wysoka trawa , by wreszcie odktyly sie gole zbocza pokryte zuzlem wulkanicznym i rumoszami wyrzuconymi podczas erupcji.
Gdy srtanolem na krawedzi krateru bylem szczesliwy, widok dymiacego wnetrza i zielonego jeziora na dnie, byl wart wysilku, a panorama w oddali z widokiem na ocean i wysepki rozsiane wokolo wprost anastyczne.
Pomyslalem, ze jesli sie czegos zapragnie warto nie rezygnowac, w chwili zwatpienia, lepiej odpoczac chwile ale isc dalej, bo dla takich chwil warto.
Tak jest tez w zyciu, i ta wspinaczka przypomniala mi pewnego maila przeczytranego dzien wczesniej, dotyczacego zmagania sie z soba. W kazdym razie napisze tak, ciesze sie Lukasz, ze mimo pokusy zostales po jasnej stronie, to dobry objaw by wiecej zrozumiec siebie :)
zjescie z krateru bylo latwiejsze choc tez wymagalo chwilami sporo uwagi, pozniej kawa , prysznic i na koniec pobytu w Tomohon wpadlem na market, ale nie zachwycil mnie zbytnio, wiec wsiadlem do busa i pojechalem na wybrzeze do Manado, potwierdzilem moja rezerwacje na jutro na przejazd do Gorontalo, dowiedzialem sie, ze chyba spotkam w drodze Stefena i katrin , z ktorymi poznalem sie na lotnisku po przylocie, wiec pewnie bedziemy wymieniac sie wrazeniami .
Dzi o malo internet nie doprowadzil mnie do furii, tak wolno jeszcze chyba nigduw Indonezji nie otwieraly mi sie strony , ale jakos przebrnolem i przez to, moja gora z przedpoludnia nauczyla mnie wiecej pokory :)
I warto byc optymista, ze jednak sie uda, :)
Hmm, to szczegolnie potrzebne jest Tobie M.... hehe, a tak poza tym wrzuce kolejna prywatna kwestie, M......... , wiesz o czym mysle, :)