Wyjechalem dzis o 7,30 z Manado, busik przyjechal po mnie do hotelu, przyjemnie sie z indonezyjczykami zalatwia sprawy transportu .
Spedzilem ponad 8 godzin w drodze, podziwiajac krajobrazy i przysypiajac na zmiane dotarlem ok 16.00 do Gorontalo, na przystani ujrzalem niezly cud techniki, roznymi juz plywalem tu w Indonezji, ale to nie wzbudza nawet mojego zaufania, coz, nie ma odwrotu, ( jak sie wiecej nie odezwe , to znaczy ze plywam z rybkami )
Stara drewniana krypa , ale za to dostalem prycz w kabinie, wiec pozostawiwszy bagaz w kabinie moglem wrocic na miasto, zwlaszcza, ze musialem, bo mi sie klapki rozpadly juz po pierwszym tygodniu, jeszcze tak mocnych nie mialem , hehe
Kupnu klapek w rozmiarze 44 graniczylo tu z cudem , na szczescie koles na rikszy motorowej obwozil mnie cierpliwie po sklepach i po godzinie znalazlem full wypas Nike , hmm, ciekawy czy firma wie ze ma taki model ,:)
Zostalo mi do promu niecale 2 godzinki, i postanowilem zerknac ostatni raz na kilka dni do neta, stad ten wpis, krotki, ale przynajmniej daje znac , ze zyje,
Gorontalo jest smiesznym miasteczkiem, na kolacji oczywiscie nie obylo sie od wyznawania mi milosci, tym razem dziewczyna nawet niczego sobie :) , a pozniej z kolei z tym samym wyznaniem wyskoczyl rikszaz, ehh, ta Indonezja, :)
W kazdym razie nie wzruszony licznymi oswiadczynami poszedlem w swoja strone :)
Pozdrawiam u mnie juz 20.00 wiec zyczem wam po indonezyjsku dobrej nocy - Salamat Tidur :)