caly dzien spedzilem w busie, przed zachodem slonca dojechalismy do Mandalay, po obfitym lunchu zjedzonym po drodze nie mialem ochoty juz na kolacje, ale pozstanowilem wyjsc na spacer, napic sie jakiegos piwa,
wluczac sie po ciemnych ulicach palilem indonezyjskiego papierosa Gudang Garam ( z gozdzikiem ) i jego zapach sciagnol na odleglosc jednego z rikszazy , ktory az zawrocil gdy poczul ten zapach na ulicy , poczestowalem go i po chwili siedzielismy w kafejce rozmawiajac o wszystkim co slina na jezyk przyniesie, okazalo, sie, ze kolejne wieczory gdy ja wracalem ze zwiedzania a on konczyl prace przesiadywalismy przy kufelku piwa i rozmawialismy stopniowo wglebiajac sie bardziej w istotne dla birmanczykow problemy zyciowe, pouczajaca i przyjemna znajomosc,