wstalem o 5 rano , by po sniadani wpakowac sie do ciezarowki, bo tylko takim srodkiem mozna sie dostac w okolice zlotej skaly, po ok 30 minutach jazdy po wyboistej drodze do gory zatrzymujemy sie w wiosce skad dalej juz idziemy kreta i stroma droga na szczyt gory, po drodze jest mnostwo straganow z jedzeniem napojami i pamiatkani religijnymi, bardzo wielu birmanskich pielgrzymow pokonuje te trase codziennie, wsrod pielgrzymujacycyh jest wielu mnichow zbierajacych datki do swoich blaszanych okraglych garnkow,
ludzie wygladaja tu bardzo ciekawie, wszyscy maja twarze mymalowane biala glinka z dodatkiem ziol , ktora ma chronic skore przed sloncem , ale jednoczesnie uzywana jest jako element dekoracyjny, tworzac na policzkach czesto wymyslne wzory .
Sam klasztor na szczycie gory jest interesujacy raczej jako zjawisko spoleczne niz kompleks budynkow, przypominha to troche odpustowe dysneyland , ale chyba przyjdzie mi sie przyzwyczaic, bo birmanczycy uwielbiaja kiczowante przedstawienia buddy i liczne scenki z zycia obrazowane figurkani, ( lichen przy tym to male piwo )
po poludniu reszte dnia spedzamy w busie, by dojechac do zaplanowanego noclegu w Taungoo , jak narazie podroz przebiega bez wie3kszych niespodzianek, ale korzystamy z najlepszego odcinka drobi miedzy Yangun a Mandalay, problemy zaczna sie pewnie pozniej ,