Jaisalmer już na pierwszy kontakt robi przyjemne wrażenie. Jest bardzo spokojny, co od początku nam się podoba.
Organizujemy stąd wypad na pustynię. Jedziemy jeepem ok 50 km, by spotkać gdzieś przy drodze dziadka i nasze wielbłądy.
Czas od tej chwili biegnie w rytmie przerw na posiłki, koło południa zatrzymujemy się pod wielkim drzewem, gdzie w cieniu zjadamy przygotowany na ogniu świeży posiłek. Wieczorem docieramy do wydm, gdzie rozbijamy obóz, pyszna kolacja i buteleczka rumu sprawiają, że sen pod gołym niebem jest prawdziwą przyjemnością.
Poranny chłód powoduje, że czekam zawinięty w śpiwór aż pokaże się słońce, później szybko robi się już ciepło.
Dzień snów upływa nam na przemierzaniu stepu na naszych wielbłądach z przerwami na posiłki.
Cisza, dzikie zwierzęta w około. Miła odskocznia od hałaśliwych hinduskich miast.
Po powrocie z pustyni spedzamy jeszcze chwilę w tym mieście. Czas by się uporządkować, pozbyć piachu z bagażu i oprać.
Mamy w mieście świetną knajpkę, serwują tradycyjne tali, nie ograniczając dokładek, więc bywa , że masakrujemy się ilością pochłoniętych posiłków. :)