wstałem po 11, co na mnie jest żadko osiągalnym wynikiem . Koło południa wywlekliśmy się w stronę Swayambu . Przyjemne ciepło i zapopmniane już u nas słońce stopniowo przywracały siły.
Miejsce to kiedyś było moim ulubionym w Kathmandu. Położona w wzgórzu świątynia buddyjska jest jednym z najstarszych obiektów w okolicy. Z przyjemnością wspiąłem się na górę po naprawde długich i stromych schodach. Odniosłem wrażenie, że miejsce to zupełnie sie nie zmieniło. Terkoczące młynki modlitewne, dzwięk dzwonków i łopot chorągiewek. Tak utkwiło mi to miejsce w pamięci . Teraz dołożyły się do tego odgłosy wzlatujących co chwila gołebi.
Zjedliśmy tu prosty ale przyjeny lunch . Powoli zaczynam bawić się z aparatem, choć jak zwykle początkowo jakoś nie wczuwam się robienie zdjęc . W takich chwilach wystarczy patrzeć i zapamiętywac obrazy , a czas na właściwe zdjęcia przyjdzie sam.
Wieczorem poszliśmy pokręcić się po Durbar Square. Jak dawniej miejsce to wieczorami jest oazaą spokoju w zapełnionym i chałaśliwym mieście.