Pobudka w Yantang, jak zwykle u mnie wczesnie rano, wyszadlem na taras na dachu podziwiac okolice,
Po prostym sniadani wyruszamy , przed nami w/g mapy ponad godzinytreak w dol rzeki do Rizong Gompa , droga jest naprawde przyjemna, waska zielona dolina , droga wijaca sie wzdluz rzeczki.
Po przejsciu kawalka okazuje sie, ze nie bedzie tak latwo , jak sie wydawalo , rzeka zerwala mostek i okazalo sie, ze musimy sie przeprawic przez jej nurt. Woda byla na tyle spora, rze trzeba bylo sie przygotowac do przeprawy, nurt i kamieniste podloze sprawialy,. ze utrzymanie rownowagi graniczylo z cudem a lodowata woda z kazdym krokiem odbierala checi .
Uff udalo sie , idziemy dalej, az ti nagle STOP<
zerwalo zbocze po ktoryuym szla sciezka, wiec znowu kolejna przeprawa.
Okazalo sie, ze takich sytuacji mielismy jescze 6 , a calosc latwego szlaku zamiast godziny zalela nam 3,5 godziny.
Zmorsdowani dotarlismy do Rizong, ale klasztoer okazal sie wart wysilku, do tego nie bylo tu zadnych turystow.
Poznie pozostalo juz tylko zejsc do glownej drogi prowadzacej do Lech,
W malej wiosce schronilismy sie w knajpce i godzinke przeczekalismy na busa jadacego w strone Alchi.
To byly naprawde syuper 2 dni w gorach .
Jutro jedziemy do Leh ,