Dzis rano zabralismy sie lokalnym busikiem do Lilik, po 2 godzinach jazdy wysiadamy na pustkowiu, , dwie opuszczone budy, kamienie i w oddali gory, po przejsciu kilometra za zboczem pokazuje sie wioska a dalej droga w gore doliny do klasztoru.
W wiosce wiagam sniadanko i powo;li zaczunamy sie wspinac w strone klasztoru, slonce piecze niemilosiernie, nie ma ani jednej chmurki, a powietrze jest tak suche, ze nawet nie ma sladu potu,
Z oddali klasztor wyglada niesamowicie, przyklejony do zbocza, z majestatycznie wyniesionymi ponad nim osniezonymi szczytami,
jestesmy znowu jedyni ktorym sie chce isc , reszta goni jeepami, by podjechac pod same dzwi szybko obleciec i jechac dalej,
Po przejsciu rzeczki droga ostro wspiela sie po zboczu , by na koncu doprowadzic nas do bramy klasztoru, Z trudem lapalem oddech ze zmeczenia, ale gdy wszedlem na teren swiatyni , wqszystko minelo, wewnatrz ponad 30 mnichow odprawialo medytacje, spiewajac i grajac na instrumentach, REWELACJA< to najlepsdzy z dotychcczas odwiedzonych klasztorow .
Po wizycie w klasztorze ponizej wejscia przystajemny na lunch w knajpce, za chwile zbiega tu cala gromadka malych kilkuletnich mnichow , ktorzy zaczynaja kupowac rozne drobiazgi z wpobliskim sklepiku , ale jeden pobil wszystkich . Kupil sobie portwel , i dumnie wsadzil do niego banknot 100 rupciowy :) Widac, ze bedzie w przyszlosci prowadzil finanse , haha .
PO lunchu niespiesznie idziemy w strone Yantang,czeka nas kilkugodzinny treak, najpier przechodzimy przez barwne pola z kwitnacym zepakiem, i inne uprawy, ale powyzej wiosaki znika wwszelka roslinosc i zaczyna sie obczar suchej gorskiej pgamiennej pustyni.
Wspinamy powoli na przelecz, ok 3700m, by pozniej zejsc w strone wioski Yantang. Upal daje sie we znaki, ale cisza i widoki rekompensuja zmeczenie, w dalszym planie majestatycznie biela sie osnierzone szczyty.
przed wieczorem osiagamy wioske, znajdujemy nocleg w jednym z tutejszych guesthousow , prowadzonym przez wiesniakow. Jest to sliczny tradycyjny dom . Kuchnia powala , gospodarze gotuja nam tradycyjny posilek i wspolnie z casla rodzina zajadamy sie pyszna kolacja, Ciekawie jest ich obserwowac, najstarszy " dziadek" siedzi zapatrzony w proznie i kreci mlynkiem modlitewnym, mruczac modlitwe, dzieci gospodarzy gapia sie w TV, bo i to sie tu znalazlo , gdy odpalili prad, Zabawne, nigdy wczesniej nie widzialenm kogos tak zazarcie gapiacego sie w TV, jedna z dziewczyn nie potrafila oderwac oczu o filmu bollywood , i tylko czasami gdy siostra ja szturchnela nabrala kes potrawy i wracala do ogladania.
Proste i ciekawe zycie, sioska jest urocza, a cisza tu panujaca wydaje sie nigdy nie zmacona.
Zasypiam jak niemowle