po sniadaniu z Kalaw pojechalem do miejscowosci Pindaya gdzie w jaskiniach znajduja sie setki jesli nie tysiace figurek buddy przynoszonych tu w ofierze , wnetrze groty wyglada niesamowicie, od niewielkich do kilkumetrowych posagow buddy zloconych , kamiennych , czasem prawie komiksowych, wszystko dla kazdego, do tego w biednej Birmie dla ulatwienia wejscia do jaskini zamontowano calkiem porzadna winde , coz przestaje sie dziwic , religia w tym kraju zdominowala wszystko, ludzie zarabiaja srednio 30-50 usd miesiecznie, co ledwo starcza im na przezycie, ale swiatynie uginaja sie pod tonami zlota , a mnisi chodza po ulicach i zebrza za miska ryzu . chyba lepiej nie staram sie tego zrozumiec, bo to wynika glebiej z tradycji niz zdrowego rozsadku .
po przyjemnie spedzonym dniu wreszcie wieczorem docieramy nad Inle Lake , w miasteczku po zakwaterowaniu bierzemy rowery i po ciemku ruszany na rekonesans, woda w niekturych miejscach wylewa sie z kanalow i niesamiwita zabawe wywoluje przejezdzanie na rozpedzonym rowerze przez olbrzymie rozlewiska.
znajdujemy knajpke do ktorej decydujemy sie wejsc, pije piwo kuflowe ktore przygryzam pieczonymi wrobelkami , coz, moze komus wydac sie to dziwne, ale w azji to nie szokuje, a wroble nawet dobre, rezygnuje tylko z proby zjedzenia glowek , coz, mam jakies blokady przed tym.