zerwalem sie dzis wczesnie, by porannym busem dostac sie do Sepilok , to polozone ok 30 km, od Sandakan kolejne juz na mojej trasie miejsce z orangutanam. Jest ono chyba najbardziej znane ze wszystkich co niestety odbija sie na liczbie osob tu przybywajacych , na porannym karmieni bylo kilkadziesiat osob , jak na moje upodobania o te kilkadziesiat za duzo , :) ale coz, teraz doceniam smak tego co przezylem na Sumatrze , gdzie mialem te zwierzeta tylko dla siebie,
ale jak sie nie ma co sie lubi , to sie kocha......... hehe . W kazdym razie liczne stadko tych przesympatycznych zwierzat zjawilo sie o czasie i przez godzinke baraszkowalo po okolicznych drzewach , po godzinie caly tlum nagle zniknol tak szybko jak sie pojawil, i osrodek zrobil sie odrazu przyjemniejszy, po pysznym sniadaniu, czyli smazomym makaronie z kurczakiem z duza iloscia imbiru , zielonej cebulki i chili oraz dobrej kawie poszedlem na maly treking do lasu , dziwne uczucie tak samemu wluczyc sie po lesie w ktorym zyje tyle roznych stworzen, ale jednoczesnie przyjemne, niestety w poludnie szanse na spotkanie jakichs ciekawych okazow sa raczej niewielkie, ja widzialem tylko jednego hornbilla z ladnym czerwonym dziobem, narobil tyle chalasu , ze pewnie przeploszyl wszystkie inne ptaki, zupelnie mokry od upalu i niezle padniety wrocilem do osrodka po poludniu by zalapac sie na drugie karmienie, na szczescie tym razem bylo znacznie mniej ludzi, ale i orangutanow przyszlo mniej , ale za to mialy wiekszy wybor smakolykow , po okolo polgodzinie pojawilo sie spore stadko malp, ktore zaczely najpierw niesmialo a potem zupelnie na bezczelnego palaszowac smakolyki orangutanow, te nie zwracajac na intruzow uwagi oddaly im pola i zaszyly sie w glebi lasu , a na platformie zaczyly rozrabiac malpy, ostatnie pol godziny przesiedzialem sam w ich towarzystwie, i chwilami musialem usuwac sie im z drogi bo upodobaly sobie spacery po poreczy przy ktorej siedzialem .
do Sandakanu wrocilem poznym popoludniem , na tyle zmeczony, ze przysypialem w busie w drodze powrotnej,
ale po krotkim odpoczynku nie odmowilem sobie wizyty na wieczormym markecie z zarciem, gdzie znalazlem stoisko z kuchnia indonezyjska, ( jackfruit w sosie curry , tego mi bylo trzeba, stesknilem sie juz za tym, sprobowalem kilku potraw , tak ,ze z trudem sie przywloklem spowrotem,
na jutro nic nie planuje , to moj ostatni dzien na Borneo w tej podrozy , i zamierzam sie troche polenic, czas na tzw dzien gospodarczy , pojutrze przed poludniem wylatuje do Bangkoku .