Droga z Mysore do Hampi przebiegła bardzo przyjemnie. Wylądowaliśmy w wygodnym sypialnym autobusie, z własnym panelem lcd, więc do snu obejrzeliśmy jeszcze film.
Względnie wyspani dotarliśmy rano do Hampi i tu okazało się, że znalezienie noclegu w rozsądnej cenie nie jest taki łatwe. Hordy Rosjan którzy okupują Goa polubiły to miejsce i w efekcie tego ceny noclegów poszybowały w górę. Ostatecznie udało nam się znaleźć przyzwoity pokój na obrzeżu wioski.
Hampi to kompleks ruin świątyń rozrzuconych pośród skał poprzedzielanych poletkami ryżowymi i plantacjami bananów. Czas tu biegnie powoli i niespiesznie włócząc się po okolicy spędzamy kilka dni , obserwując mieszkańców, wspinając się po ruinach świątyń i leniuchując w porze największego upału.
Na czas naszego pobytu przypadły obchody popularnego w Indiach festiwalu Pongal. To obchody hinduskiego nowego roku, z którymi wiąże się tradycja ozdabiania wejść do domów dekoracjami usypywanymi z kolorowych pigmentów.
Rano zanim zrobił się ruch mieszkancy usypywali barwne wzory na wąskich alejkach przecinających wioskę. Zjechał się też tłum hindusów , którzy tradycyjnie zaczęli obchody od kąpieli w rzece.
Największe oblężenie przechodziły łódki odsługujące przeprawę przez rzekę, chwilami obsługa nie dawała rady zapanować nad tłumem i wydawało się , że któraś z nich zatopi się pod naporem hindusów.
Hampi okazało się dla nas czarną dziurą z której mieliśmy problem zrobić dalszy ruch. Zbliżające się obchody wielkiego festiwalu Kumb Mela, na który miliony pielgrzymów jadą w kierunku Nasik uniemożliwiły nam znalezienie jakiegokolwiek sensownego połączenia do położonych na trasie dojazdu na ten festiwal jaskiń w Ajanta i Ellora.
Zdecydowaliśmy, że nie będziemy się szarpać i postanowiliśmy zmienić trasę. Złapaliśmy sypialny autobus do Bombaju i stwierdziliśmy, że na chwilę zatrzymamy się w tym molochu a dalej pojedziemy do Palitany.