zostaly mi 3 dni do samolotu do Jakarty , postanowilem nie szarpac sie i spokojnie odpoczac , w koncu prawie dwa miesiace bylem w drodze, wiec kilka dni nic nie robienia dobrze mi zrobi, dzis pojechalem na poludniowy brzeg wyspy, nie bylo latwo ale znalazlem droge do plazy, za niewielka wioska znalazlem olbrzymie polacia plaz na ktoryc nie widac nawet zywego ducha, woda byla dzis bardzo wzbuzona, w nocy rozszalal sie wiatr i wale walily o brzeg z niemilosiernym loskotem, postanowilem przejechac sie skuterem wzdluz plarzy, twardy piasek i kamyki idealnie sie do tego nadawaly, jechalem tak kilka kilometrow i niwe zobaczylem sladu bytnosci jakchs ludzi, niejscowi chyba nie korzystaja z tych miejsc, zrobilem krotki postuj na kapiel, ale nurt wyl tak silny, ze nie zapuscilem sie daleko od brzegu, gdybym stracil grunt pod nogami, mogly by byc problemy z powrotem , nawet jak stalem mialem trudnosci utrzymac rownowage, przede mna gdzies zaq choryzontem skrywa sie Darwin i wybrzeze Australi,
wysmagany wiatrem i piaskiem przez niego niesionym postanowilem wracac, i chuba w ostatniekj chwili podjaolem taka decycje bo moje slady zalala juz przyplywowa fala, godzine pozniej pewnie bym juz nie dal rady wrocic plarza i albo bym znalazl inna droge albo bym musial czekac na odplyw- do zmroku ,
w wolbycg chwilach uzupelniam lekture z ksiazek ktore zabralem wreszcie mam na to czas, patrzac dzis na wzburzone morze wyobrazilem sobie co musi sie dzis dziac w niewielkiej Lamalerze, gdzie przy znacznie mniejszym wietrze morze nioslo 4 metrowe fale na brzeg, hmm, ale z drugiej strony ciesze sie, ze zmienilem plany, bo wlasnie w miniona noc mialem plynac z Lembaty na Solor, a te drewniane promy nie wzbudzily mojego zaufania, a gdyby go odwolali z uwagi na wysokie fale nie zdazyl bym na samolot, wiec lepiek jak siedze sobie tu i spokojnie czekam,