Opuściliśmy Cochi bez żadnego żalu. Celem naszym było Ooty, do której jeździ stara parowa kolejka. Cały skład wraz z wagonikami pamięta bardzo odległe czasy.
Pociąg rusza codziennie rano z Mattupalayam, więc postanowiliśmy dotrzeć tam na nocleg i spróbować kupić bilety na pociąg na następny dzień.
Pierwsza cześć poszła sprawnie, ale z zakupu biletów nic nie wyszło, gdyż kasy były w niedzielę czynne tylko do 14.00
Dowiedzieliśmy się, że rano od 5,45 rozpocznie się sprzedaż. Cóż, nie pozostało nic innego jak wstać rano i pójść na dworzec. O 5,20 spory tłumek kłębił się już przy budynku dworca. Po chwili kierownik stacji uporządkował kolejkę w pojedynczy ogonek, odliczył oczekujących, a następnie rozdał karteczki , które miały upoważnić do zakupu biletu. O 5.45 faktycznie otworzyli kasę i sprawnie nabyłem bilety, trzeba było jeszcze wrócić do hotelu po bagaże i załadować się do wagonu.
To oczywiście też odbywało się ze szczególną misterią. Barierka ustawiona na peronie porządkowała kolejkę oczekujących. Po odstaniu w niej, zostaliśmy wpuszczeni do wagonu, gdzie udało się zając całkiem przyzwoite miejsca.
Wagoniki kolejki są bardzo wąskie i niewiele w nich jest miejsca pomiędzy gęsto upchanymi ławeczkami.
Po podłączeniu lokomotywy, pełniutki skład powoli ruszył do góry. Trasa 48 km pokonywana jest w 5 godzin, a wiec w zawrotnym tempie :P
Co kilka kilometrów kolejka zatrzymuje się, by uzupełnić zapas wody do kotła parowego, przy okazji wszystkie elementy ruchome lokomotywy są obficie zlewane oliwą.
Każdy z tych postojów to jakby mały piknik dla podróżnych, którzy masowo wychodzą z wagoników, fotografują się i opychają ciasteczkami i herbatą sprzedawanymi w niewielkich kantynach na mikro stacyjkach.
Za oknem mglisto, coraz chłodniejszy powiew przychodzi z kolejnymi kilometrami, w końcu docieramy do Connor, większego miasteczka na trasie podróży, gdzie do już zapełnionych wagonów, wepchnięto jeszcze sporą grupkę hindusów, co sprawiło, że, niektórzy z nich wylądowali na kolanach jadących od początku podróży.
W końcu dotarliśmy do Ooty i nawet w południe odczuwało się tu ostre powietrze.
Wieczorem zrobiło się naprawdę zimno więc postanowiliśmy odwiedzić jedno z licznych tutejszych źródełek, by rozgrzać się przed zaśnięciem.
Rano długo utrzymywał się chłód więc postanowiliśmy nie wychylać nosa poza miasteczko. Spędziliśmy dzień na szlajaniu się po dużym bazarze oraz licznych sklepikach przeplatając czas przerwami na podjadanie.
Jutro jedziemy do Mysore.