Do Trichy przyjechaliśmy po krótkiej podróży z Tanjavur.
Okolice dworca okazały się strasznie chałaśliwe, ale próby znalezienia noclegu poza tym tyglem spełzły na niczym.
Zrzucamy plecaki i jedziemy do starej części miasta, zrobić mały rekonesans.
Mimo długich poszukiwań, znalezienie jakiejś knajpki w okolicy Rock Fort Temple okazało się niewykonalne i lekko już głodni wróciliśmy busem w rejon dworca, gdzie mieszkaliśmy.
Knajpka obok hotelu okazała się wręcz wyborna, świetne dania a do tego niskie ceny.
Kawałek dalej znaleźliśmy coś co mnie zaskoczyło i czego jeszcze nigdy dotąd w Indiach nie spotkałem.
Sklep monopolowy miał na zapleczu olbrzymi ogródek, z dziesiątkami stołów, przy których hindusi spożywali nabyte w sklepie trunki, kilku z nich widać zmęczyło to tak bardzo, że spali z głowami opadniętymi na blaty stołów, to większy hardcore, niż to co można zobaczyć u nas.
Nie omieszkaliśmy zajrzeć w to miejsca, wzięliśmy małą buteleczkę rumu i z colą popijając go przyglądaliśmy się biesiadującym hindusom.
Nastał czas by spróbować się położyć spać, mimo wypitego rumu, hałas z zewnątrz był tak silny, że nie dawało się zmrużyć oka. W końcu kombinujemy z wacików do uszu nasączonych balsamem stopery , które choć trochę wyciszają wyjące całą noc klaksony i co chwila uruchamiające się generatory prądu.
Rano wstałem nieprzytomny.
Zjadamy śniadanie i jedziemy busem do Sri Ranganam. olbrzymiego kompleksu swiątyń położonego na obszarze 60 hektarów.
Składa się na niego chyba 7 murów, z których każdy kolejny jest wewnątrz większego, na zewnętrznym są olbrzymie kolorowe piramidalne świątynie bramy , każdy kolejny mur, to większy stopień wtajemniczenia, wyższe rangą świątynie.
Nie hindusom wolno dojśc do granicy 6 muru, dalej nas nie puszczają. Przy jednym z murów oglądając którąś z świątyń, do wielu też nie możemy wejść, jeden z pielgrzymów mówi nam, że jest to ciało zmarłego 200 lat temu świętego , które dalej żyje, rosną mu dalej paznokcie, które regularnie muszą mu obcinać.
Wewmątrz obszaru opasanego murami panuje bardzo przyjemna atmosfera, mimi zmęczenia udziela się nam sielski nastrój, pielgrzymi biesiadują, traktują , pozdrawiają nas, oczywiście nie obeszło się bez kolejnych usług zakopiańskiego misia.
Później jedziemy do kolejnej podobnej świątyni, jest tu znacznie spokojniej, więcej zieleni i niewiele osób, miejsce spodobało się nam i robimy sobie w cieniu mały relaks, by przeczekać największy upał
Później zjadamy pyszny lunch w pobliskiej knajpce a na koniec wracamy do centrum by wspiąć się po kilkuset stopniach wykutych w skale na górującą nad miastem Rock Fort Tempel.
Nie było lekko , na szczęście większość trasy biegła w wewnętrznych korytarzach, dających cień.
Tylko Raahi z naszej trójki się nie zmęczył tym podejście, bo grzecznie spał na dnie plecaka.
Dopiero na szczycie wyszedł by podziwiać panoramę miasta, nad którym unosił się smog, więc widok świątyń w oddali był zamazany.
Mimo koszmarnie spędzonej nocy , dzień w Trichy upłynął nam bardzo miło, przed pójściem spać zjedliśmy lekką kolację a na lepszy sen wychyliliśmy szklaneczkę rumu, by choć na chwilę zmrużyć oko w tym hałasie.